Thursday, July 05, 2012

borůvkové knedlíky




obiektem westchnien wszystkich moich zarowno czeskich, jak i zagranicznych przyjaciol, sa Růžohorky, a dokladniej rzecz ujmujac slawne, przynajmniej na cala Czeska Republike, kynuté borůvkové knedlíky w gorskiej chacie Růžohorky pod Sniezka. Wczesniej jednak trzeba szczyt Sniezki zdobyc pieszo, zazwyczaj w sniegu po kolana, albo przynajmniej przy potwornym wietrze. Potem po kilku kilometrach od szczytu ukaze sie naszym oczom tablica z wizerunkiem czarownicy zapraszajaca do Horské Boudy Růžohorky slowami "nabízíme vyhlášené borůvkové knedlíky" (czyli "oferujemy slynne borowkowe knedle").

Szczuply i wysportowany Pavel zwykl mawiac: w najgorszym wypadku do dobrej hospody jest w Czechach 5 kilometrow! Tak wiec w sobotni czy niedzielny poranek wiekszosc naszych praskich znajomych wyrusza na piesza wycieczke, wsiada do kanoe, bierze rower, w zimie biegowki itd. i probuje intensywnie sportovat by, gdy tylko nadejdzie poludnie, zasiac w jakiejs hospodě, výletní hospůdce czy innej boudě do obiadu, najczesciej z kuflem zimnego piwa z kremowa piana.


Fenomen powszechnego polaczenia sportu i jidla zadziwia mnie w Czechach, a szczegolnie w Pradze, od dawna. A moze sport dla niektorych jest swoistym remedium na tutejsza kuchnie? Jedno jest pewne - tradycyjna czeska kuchnia nie jest lekka, a inna kuchnia niz tradycyjna nie jest tu specjalnie polularna. I chociaz czesto istotnym czynnikiem jest nie jakosc, ale ilosc i niska cena, to jednak zawsze potrafi sie tutaj slawic wlasna kuchnie, to czesc narodowej tradycji. Aczkolwiek zarowno do uprawiania sportu, jak i do narodowej kuchni Czesi miewaja dystans, jak do wielu innych spraw zreszta :-)

Kynuté borůvkové knedlíky czyli drozdzowe borowkowe knedle (ktore wszedzie poza Malopolska nalezaloby nazwac drozdzowymi knedlami z jagodami;) to duze buły drozdzowego ciasta nadziewane borowkami i gotowane na parze (prawda, podobne do bułek na parze). Sekretem czeskich drozdzowych knedli jest ciasto, ktore zazwyczaj przygotowuje sie z "grubą" lub "półgrubą mąką" (czyli drobna kasza manna lub krupczatka). Juz wspominalam przy okazji truskawkowych knedli z twarogiem, ze nie jestem obiektywna, slodkie knedle bardzo lubie, szczegolnie te przygotowywane domowym sposobem, choc i tych na Růžohorkach sobie raz do roku nie odpuszcze.

Przepis na
kynuté borůvkové knedlíky czyli czeskie drozdzowe borowkowe/jagodowe knedle (wedlug Marie-Janků Sandtnerové):

250g drobnej kaszy manny (badz
maki krupczatki)140-150ml mleka
1 zoltko
5g masla
10g cukru
10g swiezych drozdzy
szczypta soli
szklanka borowek (czyli jagod)

Z cukru, drozdzy, 2 lyzek mleka i lyzki maki zrobic zaczyn, pozostawic do podrosniecia. Do maki wymieszanej z sola dodac zaczyn, zoltko, maslo i pozostale mleko. Zarobic i wyrobic gladkie ciasto (przez okolo 5 minut, jesli ciasto bardzo sie lepi, dodac 1-2 lyzki maki) i pozostawic do wyrosniecia. Nastepnie ciasto dziele na 8 czesci, kazda porcje ciasta splaszczam, nadziewam dwoma lyzkami borowek jak drozdzowe buleczki, formuje ksztaltne kulki. Pozostawiam na 15 minut do podrosniecia. Wyrosniete knedle gotuje na parze 5-6 minut (miedzy knedlami pozostawic 2-3cm przerwy, rosna w trakcie gotowania!). Ugotowane knedle nalezy przebic wykalaczka i juz mozna podawac - polane maslem (na zdjeciu nieortodoksyjna wersja z buka tarta i maslem), posypane twarogiem, posypane cukrem. Bardzo czeskie i bardzo kuszace :-)



PS.1. Mimo ze wiekszosc Czechow jakich znam jest wysportowana, nie oznacza to ze Czesi sa najszczuplejszym narodem Europy, jest zgola przeciwnie - odsylam do statystyk Eurostat (szczegolnie po lekturze artykulu w GW).
PS.2. Fama glosi, ze obsluga w lokalach gastronomicznych w Czechach jest arogancka i nieprofesjonalna (vide list w
Polityce), ale poniewaz jak ognia unikam lokali "turystycznych", to nie mialam nigdy okazji takiej spotkac, a zdarza sie mi byc v hospodě i w centrum Pragi i na praskim Žižkově. Spotkam kelnerow nieco opieszalych i nie usmiechnietych, jesli lokal taki ma w sobie zero uroku, to po prostu glosuje wlasnym portfelem i wiecej tam nie wracam. Jednak powtorze z pamieci za Mariuszem Szczyglem, ze w lokalach w centrum Pragi, w zachownaniu kelnerow, drzemie cala agresja Czeskiej Republiki i w ciemno lokali w samym centrum Pragi nie polecam odwiedzac.

27 comments:

pasjonatka said...

taki posilek musi tm niebinsko smakowac ;)

asieja said...

szalenie mocno marzę o Pradze.

Kamila said...

Basiu u Ciebie spróbuję bez uprawiania sportu. A właściwie czy można zaliczyć klikanie na klawiaturze? Myślę, że tak więc się częstuję w wielką ochotą :)

Majana said...

Jakie to musi być pyszne!
Kocham Twoje zdjęcia Basiu. :)
A do Czech chętnie bym pojechała. Na Śnieżce zaś byłam i oczywiście właziłam w śniegu po kolana i przy wietrze, a było to sto lat temu w kwietniu, w ostatniej klasie podstawówki.

Buziole:*

Karmel-itka said...

Twój opis tamtych wydarzeń... przeniósł mnie pod samą Śnieżkę.
a Praga śni mi się o nocach, jest miastem wartym obejrzenia pod każdym względem.
no, i czeska kuchnia! taka tradycyjna i naturalna.

pyszne knedliki. a jako, że bardzo je lubię, poproszę takiego ;]

Gosia said...

ach Basiulka....smaka mi zrobilas i nie zostaje mi nic innego jak zrobic wycieczke do wspomnianej gospody...20-28 lipca jestem kolo Jeleniej Gory,kocham swoje Karkonosze,wiec jedna wycieczka na Sniezke,druga przez Przesieke i Przelecz Karkonoska do Spindlerovego Mlyna sa juz w planie......
W Pradze kiedys bylam,czas bylby odswiezyc sobie stare szlaki,bo malo pamietam,ale ta niemila obsluga z knajpek mocno sie wbila w pamiec....
Nie obrazisz sie,jak porwe te buleczke???
Usciski****

Gosia said...

...a moze mialabys ochote na wycieczke na Sniezke?????...

Buzka :)

Eff said...

Za to Czech zupełnie inaczej zrozumiałby nasze "jagodowe" :). U mnie też zawsze mówiło się "borówki". Może dlatego, że miejscowość, z której pochodzę, była podzielona na dwie części. Jedna bardziej śląska, druga bardziej krakowska.

A knedliki pyyyycha.

buruuberii said...

pasjonatka, no ja uwielbiam, ale znam takich ktorzy pukaja mi w glowe gdy wspominam slodkie knedele ;)

asieja, pakuj Asia plecak i daj znac!

Kamila, och u mnei mozna bez sportu, choc akurat na Sniezke inaczej sie nei da :D O ba, klikanie to nei takie luzy! Usciskow moc :)

Majana, to zdjecia ze specjalna dedykacja dla Ciebie wobec tego! Sniezka ma swoj urok, choc ja ostatnio strasnzie marze o Tatrach... :*

Karmel-itka, no ja bardzo lubie i moja (od 5 lat) Prage i Czechy, a ze czasem za bardzo wiec pozwalam sobei na wpisy z dystansem :) Knedlami czestuje ochoczo!

Gosia, rety, rety Gosia jezdzi w Karkonosze! I pech potworny my za tydzien wyjezdzamy w Beskid i na Roztocze :(( alez mi smutno, bo Snizki w lecie nei widzialam i juz zaczelam o niej myslec...
To bierz Gosia na pocieszenei tego knedla :)))

Evitaa, o tak, nazwy tych malych owocow powoduja czesem niezle zamieszanie nawet w samej Polsce :)))

Zielenina said...

muszę sobie zrobić takie buchty. One zresztą pojawiają się tu u nas na Śląsku, ale z sosem jagodowym. Z nadzieniem są dużo bardziej kuszące!

Gosia said...

Basiu-ja pochodze z Jeleniej Gory :) przewaznie jestem za krotko,zeby gorskie wycieczki uskuteczniac,ale teraz bedziemy ponad tydzien,wiec super okazja bedzie :) no,szkoda,ze wspolna wycieczka nie klapnie,moze innym razem (ja znowu Sniezke tylko latem znam).....
Na knedle niewatpliwie postaramy sie udac :) mozna tam € placic,czy powinnam sie w korony zaopatrzyc???

margot said...

aj , aj jakie piękne
Wiesz Basiu ja te serowe robię , w tamtym roku ,w tym roku , robię też pampuchy czy parowańce (tak u mnie się zowią w domu) ale ciut inne ,ale takie Basiczkowe to pewnie jeszcze lepsze*

ewelajna Korniowska said...

Basiu, raz jeden jadłam knedliki z jahodami i zostawiłam 3/4 porcji... przyznaję - w schronisku po czeskiej stronie. Ale które to było to zabij, nie pamiętam. Twoje wyglądają 500% apetyczniej:) co ja mówię...! 1000%, ale i tak lubię czeskie schroniska i Karkonosze, choć nie ukrywam, że Tatry z racji ilości odwiedzin są moim faworytem:)

buruuberii said...

Zielenina, polecam w ciemno - milosnikom "buł" wszelakich napewno sie nadadza :) A wiesz z Slaska nei tak daleko do Czech, czesto mam wrazenie ze wiele przepisow jest bardzo sobie tam bliskich...

Gosia, jakze smutno to zabrzmi - moze za rok? bu bu. A czy mozna tam placiec w €, hmm nie mam pojecia, ale wiem ze neimieccy turysci sa tam norma, wiec sadze ze to nei powinien byc wielki problem... Zadzwonic, zapytac? PS. Jeszcze "kysleo" cos w stylu zuru (z suszonymi grzybami) tez tam maja b. dobre!

margot, och Alus i u mnei twarogowe wioda prym, choc przyznam ze w tym roku oszalalm na punkcie tych parowancow, no poki nei bylo upalow :))

ewelajna, och nie musze myslec 2 razy i u mnei Tatry na pierwszym miejcu, choc ostatnio to glownie w hymnie Slowacji, bo jednak to dalej niz Sniezka... A knedle borowkowe - hmm, Ruzohorky tak sie swymi chwala, ze mam nadzieje, ze to nei bylo tam :))

An-na said...

Znaczy się: parowańce przyrządziłaś? Czesi pewnie nie wiedzą, że to i w Polsce popularne danie mączne. Tylko u nas mawia się na to "bułki na parze", "kluski" albo... "parowańce" właśnie!

Gosia said...

Za rok chetnie :) moze nam wypali :)chyba sie na wszelki wypadek jednak zaopatrze w korony :)
Dzieki Basiu :)

Jswm said...

zaplułam się już po pierwszym zdjęciu, dobrze, że przynajmniej popatrzeć można bez wspinaczki ;))

Moja Kawiarenka said...

Mam podobne przepisy, w których nadzienie uzupełnia się albo tartą bułką, albo kremowym twarożkiem.
To przy krojeniu widelcem na talerzu, zapobiega pryskaniu plamiącym sosem.
Pozdrawiam Tadeusz

Komarka said...

Basiu, dzięki za przypomnienie przepisu! Zajadamy się nimi od dwóch dni :) Pamiętam też, że jadłam je w Pradze - te identyczne jagodowe i z nadzieniem morelowym - w obu wersjach pycha :)

agg. said...

bardzo przejrzysty blog!
lubię taką prostotę. fotografie bardzo przemyślane i zrównoważone.

zapraszam do mnie.
masę inspiracji i ciekawostek ,)

www.everest-daily.blogspot.com

Unknown said...

Jejciu jak to smakowicie wygląda!!

buruuberii said...

Iza :)) uswiadomilas mi tez bolesna prawde, ze na borowki znow trzeba czekac jakies 9-10 miesiecy... No wiec byle do wiosny!

D. said...

Zrobione i zjedzone! Pyszne, podane z bitą śmietaną smakowały cudownie. Dokładnie takie jak pod Śnieżką ;]. Pozdrawiam.

buruuberii said...

D. - czyzby kneldle borowkowe spod Sniezki mialy wiecej milosnikow, nie powinnam sie dziwic :)) I ja pozdrawiam serdecznie!

D. said...

Ano, myślę że więcej niż się nam wszystkim wydaje;] A po Majówce czas na wersję z truskawkami, w sumie to nieskończenie wiele możliwości nadziewania ;]

buruuberii said...

D. moze wspominm niepotrzebnie, bo pewnei znasz, ale jesli o truskawkach mowa, to ja z kolei nei moge sie doczekac i oprzec rzecz jasna tym:
http://makagigi.blogspot.fi/2011/06/twarogowe-knedle-z-truskawkami.html
i znow o Sniezce:
http://makagigi.blogspot.fi/2010/07/tvarohove-knedliky.html
:-) Pozdrowienia sle!

D. said...

Widziałam, widziałam, wszystko czytałam;]