Monday, April 28, 2014

granola z patelni



ostatni raz widzieliśmy Viki 5 lat temu, na początku maja. Byliśmy u Niej w mieszkaniu w jerozolimskiej dzielnicy Beit HaKerem, jakies 700m w lini prostej od kampusu Givat Ram, ale co z tego, jak mówiła Viki, że mieszkam tak blisko uniwersytetu, gdy te 700 metrów pokonuje się "wertykalnie" i jeździła do pracy swoim zdezelowanym samochodem, który zawsze naprawiali Jej znajomi Palestyńczycy.

Było to nasze ostatnie spotkanie. Spotkanie, które było, chciałoby się powiedzieć, takie zwykłe. Siostra Viki, Nina, organizowała kolację dla kilku przyjaciół, na którą podawała włoski makaron, sery (ze wspaniałym manchego) i ulubione lody Viki z gelateriana italina, których nie powinna była nigdy jeść - pamiętam dobrze, że Nina wspominała o tym nawet wtedy, gdy sama dała Jej maleńką łyżeczkę, bo przecież "nie powinna". Przypomniała mi się niedawno ta sytuacja przy okazji lektury artykułu o ostatnich marzeniach chorych na nowotwór; uświadomiłam sobie, że Viktoria wtedy te zakazy skwitowała słowami "przecież nic mi już nie zaszkodzi, na pewno nie gałka lodów"!

Granolę głównie właśnie dzięki Viki. Nie jadała śniadań, ale w okolicach południa zawsze zamawiała granolę, jak i wtedy, gdy była z nami pierwszy raz na shuku i w Lehem Erez. Nigdy nie wiemy z czym się nam ktoś będzie kojarzył, nie wiem, czy mamy na to wpływ, myślę o Viki zawsze, gdy otwieram słoik z granolą, myśle o jej uporze, bezpośredniości i tym, że po ostatnie chwile życia mówiła, że mimo tego, ze życie bywa okrutne to warto żyć.



Granola to potrawa zazwyczaj śniadaniowa, składająca się z płatków owsianych pieczoych w miodzie lub syropie, niemal zawsze z dodatkiem orzechów i suszonych owoców. Podawana z zimnym mlekiem lub jogurtem. Sposób na granolę "z patelni" jest szybki i łatwy do przygotowania w niewielkich porcajach, w smaku na jaki akurat w danym tygodniu mam ochotę, bez potrzeby rozgrzewania piekarnika. To nasza wresja ulubiona, często zwana przez nasz pieszczotliwie granule*.


Przepis na granolę z patelni (czyli moja wersja granoli):

125g miodu lub syropu**
25ml łagodnej oliwy
szczypta soli
200g płatków owsianych
50-100 g orzechów
50-100 g bananów suszonych
suszone owoce (np. daktyle, borówki, truskawki)


Na patelnię wlać miód i syrop (u mnie najczęściej syrop cukrowy i miód 1:1) oraz oliwę, zagotować i gotowaę na małym ogniu 1 minutę. Następnie do syropu wrzucić płatki, grubo mielone orzechy, suszone banany, wymieszać. Smażyć całość na małym ogniu przez około 5-7 minut. Dodać pozostałe ulubione suszone owoce, pozostawić na patelni do całkowitego wystygnięcia. Potem zamknać w szczelnym słoiku i czekać, aż trzeba będzie przygotować kolejna porcje.

 

* granule to po czesku karma dla zwierzat ;-)
** może to być sam miód, może też to być syrop cukrowy (np. golden syrup czy schenkstroop), syrop klonowy czy syrop daktylowy, co kto lubi.

Monday, April 14, 2014

mazurek kruszonkowy



święta Wielkanocne 2008 spędziliśmy w Jerozolimie. Nie wiem dlaczego, ale nie piekłam wtedy mazurków tylko hamantaschen, które jedliśmy w drugi dzień świąt i babki drożdżowe (z rodzynkami w rumie), które jedliśmy ze swieżymi truskawkami, z upraw miejscowych, na koniec wielkanocnego śniadania.

A na spacer po tym śniadaniu postanowiliśmy pójść na Górę Oliwną. Był 23. marca i słoneczny dzień, bardzo słoneczny dzień. Przed nami było do przejścia jakieś 3 kilometry, jak to w Jerozolimie, większość z tego pod górę, no ale w końcu na Górę mieliśmy iść. Połowa wycieczki "wymiękła" po jednej trzeciej drogi, w parku Tabachnika. Za połową drogi, przy punkcie widokowym na Pustynię Judzką, postanowili wrócić do domów kolejni. Chyba nie spodziewali się temperatury 30-stu stopni Celsjusza w drugiej połowie marca.

Jednak my z Ewa podjęliśmy wyzwanie i na Górę Oliwną z Mount Scopus doszliśmy na nogach. Szliśmy dość niedzielnie wystrojeni, niektórzy z nas w korale. I doszliśmy mimo tego, że po drodze zagadywała nas zaciekawiona palestyńska młodzież pytaniami "po co w taki upał idziecie?" jakby imputując, że nie ma po co. Zapytałam dla pewności wczoraj Łukasza - co tam wtedy robiliśmy, a Łukasz, jak zwykle ze stoickim spokojem odrzekł "parzyliśmy na Święte Miasto".

Z najmłodszych lat dzieciństwa pamiętam, że babcia Hela piekła na Święta przyjamniej ze dwa mazurki. Zasięgnęłam języka u Mamy i okazuje się, że najczęściej babcia robiła najprostsze kruche mazurki przekładane konfiturą i chyba z kruszonką albo kratką z kruchego ciasta (w sumie nie tak dalekie od tych wspomnianych hamantaschen, czyli kruchych ciasteczek z konfiturą). Postanowiłam w tym roku nie myśleć wiele i upiec taki "podstawowy" mazurek, choć wiem, że za parę dni jeszcze upiekę mój ulubiony mazurek z koglem-moglem. Słodkich Świąt!


Przepis na mazurek kruszonkowy (próba odtworzenia tego, co dawne):

300g mąki
150g masła
75g cukru
2 żółtka
200g dobrej konfitury lub powidła

kruszonka: 50g masła, 50g cukru, 75g mąki

Masło utrzeć z cukrem, dodać żółtka i znów utrzeć. Do maślanej masy stopniowo dodawać mąkę i ucierać na gładką masę. Ciasto rozłożyć cienką warstą na dużej blasze, wyrównać (można i rozwałkować), na wierzchu rozsmarować konfiturę (u mnie wiśniowe powidło), posypać grudkami kruszonki zagniconej z wymienionych wyżej składników. Piec 25 miunut w temp. 175st. aż delikatnie się zrumieni. Kruszonkowy.


PS. Mazurki piekłam w doborowym towarzystwie mazurkowych bab, czyli Anitki, Alinki, Majanki i Moniki, dzieki dziewczyny za wspólne szaleństwa!

Tuesday, April 01, 2014

kruche ciasteczka, koglowo-moglowe



wszystkie dzieci wnet przybiegły,
Białe, czarne albo śniade,
I wołały: - "Daj nam ciastko,
Daj nam małpko, czekoladę!"
strona 22, Kornel Makuszyński “Awantury i wybryki małej małpki Fiki-Miki"."

Nie piekłam jako dziecko. Ani nie gotowałam lalkom. Nie lubiłam lalek. Moim ulubionym bohaterem była Małpka Fiki-Miki, o której do kołyski czytała mi Mama. Z późniejszego dzieciństwa pamiętam, jak Mama mówiła często "tak perfekcyjnie Basiu jak Ty, to nikt tego nie zrobi", a że jestem dokładna i uparta (i żądna pochwał), to robiłam wszystko najprecyzyjniej jak umiałam. I tak na przykład pierniczki zaczynałam lukrować na wysokości nauki rachunków. Pieczenie to była jednak wyższa sztuka. Pierwsze ciasto upiekłam samodzielnie bodajże w ósmej klasie podstawówki i było to ciasto z magazynu, co tu dużo mówić, Popcorn, i nie ma co dziś owijać w bawełnę - była to jedna wielka klapa (choć przynajmniej słodka). 

Po paru latach przerwy (znaczy się ciągłego pomagania Mamie) sprobowałyśmy same wraz z Siostrą upiec babkę ucieraną, wyjęłyśmy z piekarnika piękny zakalec, jak z Krygu do Gorlic ;) Później, na drugim roku studiów, piekłam Łukaszowi na urodziny murzynek, ale ze słynnego przyjęcia w Nawojce wszyscy zapamiętali fakt, że robiliśmy sobie korale, krawaty, zapaski z... z papieru toaletowego, tamtego zwykłego czekoladowego ciasta chyba nie zapamiętał nikt.

W kierunku prawdziwej sztuki cukierniczej zaczęłam podążać w chwili gdy zaczęłam piec kruche maślane, koglowo-moglowe ciasteczka. Minęło kilka lat od sławetnej akademikowej imprezy, a w moim kajeciku z szarego papieru zagościły jedne z pierwszych samodzielnie wymyślonych ciasteczek, najprostsze, najsłodsze. Mam ogromny sentyment do tych ciasteczek, do ciasteczek o smaku mojego ukochanego deseru, o smaku kogla-mogla (o czym tutaj donosiłam szeptem), o smaku pierwszych poważniejszych piekarniczych prób. Moje ulubione, w miejsce tortu na 8. urodziny* makagigi. 


Przepis na kruche ciasteczka, koglowo-moglowe (na podstawie poprzedneigo przepisu):

100g masła  
150g cukru (w tym łyżka cukru z wanilią)
2 żółtka
200g mąki  
skórka otarta z 1/2 cytryny
szczypta soli

Masło utrzeć z połową cukru, żółtka utrzeć z pozostałą połową cukru na kogel-mogel, dodać cukier z wanilią (można też utrzeć masło z cukrem, a dopiero potem dodać żółtka i wanilię). Kogel-mogel połaczyć z masą maślaną, dodać skórkę otartą z cytryny, sól, a następnie do masy dodawać stopniowo mąkę, zarobić gładkie ciasto. Uformować z ciasta sześcienny blok, zawinąć w folię i schłodzić 30 minut w lodówce. Następnie ciasto pokroić na plasterki grubości 1/2cm, ciasteczka układać na blasze, piec w temp. 175st aż będą lekko złote (max.10 minut). Najlepsze z kremem mascarpone. Moje.
 

PS. Mogłabym napisać, że nie spodziewałam się, gdy pierwszy raz napisałam tutaj o Małpce Fiki-Miki, że blog ten będę pisała osiem lat, po paru latach pisania już było dla mnie jasne, że nie będzie mi łatwo przerwać, wiem powtarzam się: nadal jestem dokładna, uparta i żądna pochwał :-)